Przy obecnym obecnej sytuacji na rynku, bycie przeciętnym jako komiks, to może być gwóźdź do trumny. Co ważniejsze, jak ocenić pozycję średnią, przy zalewie hitów?
Mówiąc o fabułkach i bohaterach bez osobowości lub takich z bardzo irytującym jestestwem, które niczym nie jest wynagradzane, ciężko nie wspomnieć o mangach. Wielu komiksiarzy zapytanych o mangę, odpowie w najlepszym wypadku że to nie ich klimat, a w gorszych przypadkach powie że ,,ta manga jest dziwna, w sumie to wszystkie mangi są dziwne c'nie? Hyhyhyhy‘’. I gdyby tego rodzaju nowicjusz, stanął twarzą w twarz ze ‘Złotym rycerzem‘’, nie zdecydowałby się na lekturę na podstawie samej okładki.
Złoty rycerz to kompilacja trzech historii od mangaczki Tsukiji Nao. Każda z nich osadzona jest w magicznym świecie, który jest chyba moim najmniej ulubionym settingiem akcji, tuż po liceum. Te oneshoty pierwotnie pomyślane były jako początek dłuższej historii, ale nie mam pojęcia, w jaki sposób autorka chciałaby akcję popchnąć dalej. W głębszym zatopieniu się w, i tak króciutkich, historiach przeszkadzają bohaterowie pierwszoplanowi. Autorka sama w posłowiu przyznaje że lubi głupawe postacie i to niestety widać, szkoda tylko, że nie były one w typie dającym się jakkolwiek polubić; były dla mnie co najwyżej irytujące. Nie trafia do mnie również humor w tej mandze, odkąd wpadnięcie w gnojówkę czy burako-majtki to nie jest coś, co mogłoby mnie wciąż rozśmieszyć.
Na rysunki (bo przecież nie na kreskę) nie mogę narzekać. Są bardzo ładne, szczegółowe, autorka szczególnie dopieściła tła które zaskoczyły mnie głębią. Nawet przerysowane miny są odpowiednio kiczowate, więc wszystko jest na swoim miejscu, ale bez przesady, nie zobaczymy tu tradycyjnych już gwiazdek i kwiatków pojawiających się wokół bohaterów podczas wzruszeń. Strona graficzna zdecydowanie nadrabia tę fabularną. Nie bardzo rozumiem zarzuty, iż ten format jest zbyt mały dla tego typu komiksów. Ten powiększony, w jakim został wydany ,,Złoty rycerz‘’ (oraz, co również można uznać za plus mangi, kolorowe strony!) w polskim półświatku mangowym jest jak święty Graal, niczym twarda okładka i integral w komiksowe. Łyżką dziegciu w tym miodnym akapicie o warstwie graficznej jest za to nagromadzenie tekstu w dymkach. Nie że nie lubię czytać, ale często miałem wrażenie, że tempo akcji siada, jak kolejny bohater mówi enty monolog o tym, jak bardzo będzie się starał chronić tę ofiarę prześladowania.
Złoty rycerz to taka manga, w której wolałbym, żeby posłowie było raczej wstępem. Bo gdybym wiedział, że są to komiksy będące wariacjami na temat dotychczasowych pomysłów i pasji autorki, a także historia, którą autorka stworzyła w czasach szkolnych, zdecydowanie obniżyłbym wymagania co do fabuły i po prostu starałabym się wychwytywać jakieś detale, by zobaczyć progress w rzemiośle autorki. Może chociaż fabularny, bo typ postaci, którą sobie upodobała, jest dla mnie, delikatnie mówiąc, irytująca.
Lubię gdy jednotomówki są czymś więcej niż bardzo skompresowanymi historyjkami. Złoty rycerz pomimo delikatnie denerwujących bohaterów ma do zaoferowania małą, ale cenną rzecz: poznanie intencji twórczyni. Za samo to jakoś nie umiem się na nią gniewać, jednakże zdaję sobie sprawę, że to zbyt mało, by nazwać ją bardzo dobrą jednotomówką. Jako wgląd w progres tworzenia historii na przestrzeni lat, spełnia się dobrze.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Waneko.
Publikowanie komentarza