„Joker” to film idealny, by o nim pisać. Przeróżne, czasem zgoła odmienne, opinie prezentowane przez krytyków, recenzentów, widzów potwierdzają, że ile głów, tyle pomysłów na to, o czym ten film jest. Uważamy, że to, jak dana osoba odczytuje tę produkcję dużo mówi o niej samej. Tak, oczywiście, w ten sposób można mówić o każdym dziele, bo przecież interpretacja jest kwestią indywidualną, jednak seans „Jokera” szczególnie skłania do dyskusji – a wręcz do niej zmusza, bo trudno jest przejść obojętnie obok tego, co widziało się na ekranie. Dla jednych to arcydzieło, dla innych wydmuszka. Jedni widzą w nim zachętę do przemocy, drudzy dostrzegają płynącą z seansu przestrogę. I koniec końców „Joker” jest tym wszystkim jednocześnie.
Dlatego też postanowiliśmy spytać o to Was, czytelników. Napisaliśmy własne opinie, mamy nadzieję, że dołączycie do nas i podzielicie się wrażeniami.
Karolina
Niektórzy określają „Jokera” jako film namawiający do stosowania przemocy lub usprawiedliwiający agresję. Dla mnie jednak przesłanie tego filmu było odwrotne. W pewnym momencie, podczas seansu „Jokera”, zaczęłam płakać z przerażenia. Sama wizja chaosu, brutalności, agresji była na tyle realna, że oczywiście wpłynęła na mnie, ale myślę, że coś innego było głównym powodem do odczuwanego przeze mnie strachu.
Film wciągnął mnie w grę, której na początku nie byłam świadoma. Opowieść o Arthurze ma nas wzruszyć, ma pokazać jak bardzo główny bohater został skrzywdzony przez innych, ma skłonić nas do odnalezienia cząstki Arthura w każdym z nas – ja czegoś takiego doświadczyłam.
Tym bardziej przyrównując swoje doświadczenia z zaburzeniami psychicznymi z tym, jak ta tematyka traktowana jest przez społeczeństwo Gotham. Film nie pokazuje, że osoby z zaburzeniami są niebezpieczne dla otoczenia, tylko, że często jest tak, że mimo tego, iż wyglądamy z zewnątrz normalnie i jesteśmy normalnymi ludźmi, to nie zawsze widzimy świat tak samo, jak osoby bez zaburzeń i potrzebujemy czegoś więcej, niż sypnąć w nas lekami.
Potem Arthur dokonuje pierwszych aktów przemocy, nabiera siły. Film podpowiadał bym – trochę świadomie, a trochę nie – mu kibicowała (i wiem, że niektórzy widzowie wręcz chwalą to, co robi główny bohater). Bo karze ludzi złych, jest tym mścicielem, który ma serducho po dobrej stronie i powala zapachem feromonów, prawda? Właśnie nie. Joker nie fascynuje, on przeraża. Tym, co robi oraz tym, że przez chwilę mu kibicowałam – bo jak mogłam pochwalać takie zachowanie, skoro nie jestem złym człowiekiem?
Wcale nie chcę być jak Joker. Nie chcę by ktokolwiek był. Nie chcę odpłacać tym, którzy kiedyś mnie gnębili. I właśnie to ma przekazać ten film: że nie chcesz taki być, widzu. To nic fajnego, to nic dobrego. Zastanów się nad tym czy faktycznie główny bohater jest lepszy.
A z drugiej strony, czy Arthurowi należy współczuć? Oczywiście, jak każdemu człowiekowi. Jednak „Joker” pokazuje, iż wywoływanie przemocy, psychopatia, szukanie dobra w ludziach, droga wiodąca do szaleństwa – nie są czarno-białe. W całej tej historii zawalił system, zawalili bliscy, zawaliły osoby sprawujące wyższe stanowiska i zawalił sam główny bohater. Film ostrzega, byśmy nie zawalili i my.
Piotrek
O nowym Jokerze powiedziano już tak wiele, wygłoszono tak wiele skrajnych opinii, dlatego wiem, że choć nie powiem nic odkrywczego, to chociaż wyrzucę z siebie pozostałości po seansie.
Nie jestem stałym bywalcem kina, lecz ostatnie dwa seanse skłaniają mnie do refleksji czy aby niesłusznie. Ostatnie dwa filmy na których byłem, czyli „Joker” i „Parasite”, dały mi podobne wrażenia i przeżycia jak inne filmy fabularne, które w ten czy inny sposób dotyczą lub chociaż zahaczają o życie ludzi mniej majętnych, z różnych powodów wykonujących taki a nie inny zawód.
Tak, oglądanie tego jak Arthur z zagubionego człowieka, pracującego jako klaun na wynajem zamienia się w tego Żartownisia, który już wkrótce stanie się największym antagonistą Batmana, wywołało we mnie ten sam zbiór uczuć, które poruszyły takie filmy jak „Ziemia Obiecana” czy „Zaklęte Rewiry”. Sytuacja Jokera bowiem nie jest bez wyjścia, nie skończyłaby się jego śmiercią, gdyby postanowił żyć dalej. Każde kolejne wydarzenie po prostu przelewało czarę goryczy i zupełny splot przypadków sprawił, że bohater stał się tym, z kim go najczęściej kojarzymy.
Gdy czytałem komiksy z Batmanem, w których Joker był kreowany jako uniwersalne zło, byłem niezadowolony z takiego rodzaju prezentacji tej postaci. Zawsze widziałem w nim przede wszystkim człowieka, który stracił wszystko i dla którego nie ma już ratunku. W najnowszym filmie Joker jest właśnie takim typem człowieka.
W międzyczasie pokazywane jest proste przesłanie, że ci najbiedniejsi nie są w centrum zainteresowania nikogo, co jest dosyć oczywiste, biorąc pod uwagę miejsce akcji. Z mojego punktu widzenia, bardziej znaczące były przygody Arthura w pierwszej połowie filmu, w której jest zwykłym chorym psychicznie człowiekiem próbującym stać się znanym komikiem, mimo braku zdolności.
I to właśnie te momenty wywarły na mnie mocne wrażenie, bo następujące później wydarzenia są logiczną konsekwencją załamania spowodowanego odrzuceniem przez świat, dobitnie pokazują kim Joker jest i kim zdecydowanie nie jest. Bo na pewno nie jest nad-guyem w rodzaju Deadpoola, który mimo wszystkich ułomności ma mieć serce po właściwej stronie.
Całość zakończyłbym cytatem Jokera z „Zabójczego żartu” w którym Joker pytał czy rozmówca miał kiedyś bardzo, bardzo zły dzień. Ale filmowy Joker, gdyby miał zadać ten rodzaj pytania, prędzej zapytałby „Czy miałeś kiedyś bardzo, bardzo złe życie?”.
--------------------------------
A jak Wy interpretujecie „Jokera”? O czym jest ten film?
44 year old environmental tech adella cooksey, hailing from langley enjoys watching movies like blue smoke and sudoku. took a trip to humayun's tomb and drives a mustang. kolejny
OdpowiedzUsuń