Johannes Schachmann dał się poznać już wcześniej, na łamach zina „Warchlaki”. Wydawnictwo 23 wydało dotychczasowe opowieści o tym bohaterze w jednym tomie, uzupełniając je o nowe historie i ciekawostki (szanuję za wstawienie screena z rozmowy autorów na Messengerze).
Johannes Schachmann jest wybuchowym (dosłownie i w przenośni) magiem, mieszkającym w dużym zamku razem ze służbą, m.in. wróżką Frumentina oraz krasnoludkami. Towarzyszy im również głowa Czyngis-Chana, która zamknięta w słoiku głównie podśmiechuje z głównego bohatera.
Czytając jedną z części „Johannes Schachmann. Życie i czasy”, tę o zdobywaniu Oka Horusa, jako pierwszą wiedziałam, że muszę mieć w posiadaniu komiks wydany przez Wydawnictwo 23. Mateusz Piątkowski i Jacek Kuziemski potrafili rozbawić mnie najdrobniejszymi szczegółami, nawiązaniami do kultury wplecionymi to tu, to tam, w dialogi, w rysunki.
I tym właśnie komiks stoi: humorem sytuacyjnym i nawiązaniami, których odkrywanie jest radością samą w sobie. Każdy więc inaczej odbierze poszczególne opowieści, tym bardziej, że jedna od drugiej potrafi się znacznie różnić. Niektóre są nieszablonowe, czasem uderzające w tony wcale nie zabawne, tylko skłaniające do refleksji. Jednak koniec końców czytanie „Johannes Schachmann. Życie i czasy” to po prostu śmieszkowanie po przewróceniu każdej kolejnej strony.
Jednak powyższe sprawia, że tom jest bardzo nierówny. Samo złożenie historii do kupy wychodzi na plus, bo zaczynamy od krótkich opowieści, a kończymy na dłuższych (backstory głównego bohatera dzięki temu, że umieszczone jako ostatnia historia w tomie wybrzmiewa jeszcze lepiej), a wszystko przeplatane jest tymi najkrótszymi historiami. Poza tym, trudno oczekiwać od twórców jednolitości przy tworzeniu „Johannes’a”, gdy w zamyśle był to komiks przygotowywany do „Warchlaków”, a co za tym idzie każda z opowieści miała inny charakter i dotyczyła innej tematyki.
Mi akurat owe nierówności nie przeszkadzały, chociażby z tego względu, że przeczytałam cały komiks za jednym posiedzeniem, więc aż tak nie odczuwałam różnicy, ale wspominam o tym, gdyż podejrzewam, że dla części czytelników powyższe może okazać się orzechem trudnym do zgryzienia. Ja jednak patrzę na różnice w opowieściach zawartych w „Johannes Schachmann. Życie i czasy” pod kątem okazji do przyjrzenia się jak Piątkowski i Kuziemski rozwijali swojego bohatera. Zresztą, dodatki znajdujące się na końcu tomu również prezentują nam drogę autorów do obecnej wersji Johannesa.
Szczególnie widać to w warstwie graficznej. Jacek Kuziemski rozwija tu postać na naszych oczach, zmieniając lekko wygląd postaci, rozwijając budowę drugiego planu, polepszając dynamikę. Czasem też pozwala sobie na więcej, jak w historii z golemami. Przez cały czas jednak pozostawia opowieść czystą, czytelną i prostą.
Szkoda tylko, że mimo tych wszystkich pochwał „Johannes Schachmann. Życie i czasy” wciąż jest dla mnie komiksem na raz. Przeczytałam do podusi, bawiłam się świetnie i poszłam spać. Nie sądzę by ponowna lektura rozbawiła mnie w ten sam sposób. Niemniej jednak wydanie tego komiksu na pewno można określić jako sukces i liczę na to, że będę mogła jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz mieć kontakt z dalszymi przygodami bohatera stworzonego przez Piątkowskiego i Kuziemskiego. Recenzowany teraz przeze mnie tom nie zaspokoił w pełni mojego apetytu na twórczość tych panów.
Publikowanie komentarza