Tekst zawiera spoilery dotyczące trzeciego sezonu „Stranger Things”
Audycja zawierała lokowanie produktu
Już same nawiązania do lat 80. XX wieku po emisji trzeciego sezonu „Stranger Thigs” stały się dla części widzów problemem. Pojawiły się opinie o tym, że lecenie cały czas na nostalgii, wsadzanej w każde ujęcie staje się wymuszone. Co więc powiedzieć o lokowaniu produktu, które w trzecim sezonie opowieści o mieszkańcach Hawkins stało się elementem obecnym równie często, co nawiązania do dawnych czasów?
Lokowanie produktu to powszechny sposób na reklamę i chociaż nie przepadam za czymś takim w dziełach popkultury, moje narzekanie nie za wiele zdziała. Można stosować taką reklamę w sposób subtelny, a można wciskać ją w nachalny i sztuczny sposób do fabuły dzieła, jak zadziało się w trzecim sezonie „Stranger Things”.
Joyce ma już dość
Joyce to niesamowita kobieta, zawzięta, inteligentna, kochająca i walcząca o to, w co wierzy i o tych, których kocha. Czemu więc zawsze zostaje wrzucona w tę samą historię?
Po tylu odcinkach serial powinien już porzucić wątek, w którym wszyscy dookoła Joyce mówią jej, że zwariowała i nie ma racji. Jednak w trzecim sezonie „Stranger Things” nawet Hopper deprecjonuje obawy Byers, a cała sytuacja z magnesami zostaje sprowadzona do komedyjkowych przerywników. I pomimo tego że na koniec zawsze wychodzi na to, że Joyce miała rację, to twórcy wciąż cofają ją do roli zwariowanej i nadopiekuńczej matki, by móc powtórzyć zabawę od nowa.
Uśmiercanie kogoś bliskiego/partnera jest nie tylko najbardziej leniwym sposobem na popchnięcie do działania postaci, która odczuwa stratę, ale również w przypadku Joyce robi z mężczyzny bohatera, kiedy to właśnie Byers zawsze jest tą, która ma rację i która ratuje świat. W trzecim sezonie nawet przekręcenie przez nią kluczyków i cała akcja konspiracyjna niknie w zestawieniu z poświęceniem Hoppera.
Nierówności społeczne
Lubię gdy seriale poruszają kwestie społeczne i albo przedstawiają je w sposób odpowiedni dla danej epoki (czy świata przedstawionego powstałego na potrzeby danej produkcji), albo prezentują konkretny przekaz dotyczący danego zjawiska. Jednym z ciekawszych zjawisk w „Stranger Things” są wątki feministyczne. Do tej pory produkcja nie do końca wypełniała oczekiwania widzów w tym zakresie, gubiąc gdzieś po drodze rytm. O ile „Stranger Things” prezentuje dobrze napisane bohaterki, o tyle prowadzenie ich spójnie i odpowiednio przez cały sezon już nie wychodziło aż tak dobrze, by twórcy uniknęli narzekania. Na przykład w drugim sezonie wprowadzenie Max okazało się znakomitym posunięciem, niwelując zasadę Smerfetki (wprowadzenie do grupy mężczyzn jednej postaci żeńskiej tylko jako odniesienie do męskiej narracji/męskiej postaci), ale wciąż pojawiały się głosy niezadowolenia mówiące o tym, że relacja dwóch dziewczyn bazuje głównie na konkurowaniu o chłopaków.
Ale najnowsza seria produkcji Netlixa jeszcze bardziej eksploatuje motyw „nikt nie wierzy kobietom, a one mają zawsze rację”. Hopper źle traktuje Joyce (o czym pisałam wyżej), Mike nagle rzuca dookoła głupie odzywki i robi chyba najgorszą rzecz, jaką mógł zrobić Nastce, czyli ją okłamuje, Jonathan nie wspiera Nancy, która musi mierzyć się ze znęcaniem w miejscu pracy. Właśnie wątek młodej Wheeler jest dla mnie najbardziej niewykorzystanym z tych z przekazem feministycznym. Początkowo zapowiadający się ciekawie, szybko przeradza się w taki, robiony na siłę, aż w końcu całkowicie się rozmywa, nie dając satysfakcji ani bohaterce, ani mi, jako oglądającej jej zmagania.
Cóż, bracia Duffer, dzięki za hasła, ale wolałabym lepsze traktowanie bohaterek i dobre ich prowadzenie.
Źli ludzie są tacy, bo ktoś ich skrzywdził
Jednym z ciekawszych wątków, przynajmniej na początku, był ten skupiający się na postawi Billy’iego. Umiejscowienie czarnego charakteru, którym niewątpliwie był, w roli pokrzywdzonego przez Mind Flyera otworzyło twórcom drogę do pogłębienia charakterystyki tej postaci. Tak też się poniekąd stało, bo w jednym z odcinków widzimy jakie wydarzenia doprowadziły do tego, że Billy stał się takim, jaki jest.
I właśnie z tym mam problem. Bo tak, są ludzie, którzy stali się oprawcami dlatego, że sami kiedyś byli ofiarami. Nie jest to jednak regułą, ani żadnym usprawiedliwieniem. Oczywiście, poznanie czyjeś przeszłości pozwala na lepsze zrozumienie kierujących go motywów, ale jeśli już jakieś dzieło popkultury przedstawia skomplikowaną postać, to warto by twórcy zatroszczyli się o umieszczenie w niej odpowiedniego przesłania.
W przypadku Billy’ego jego historia wybrzmiewa dla mnie jedynie jako bohatera skrzywdzonego, który ostatecznie wykonuje jeden heroiczny ruch, odkupiający jego wszelkie winy. Dacre Montgomery, wcielający się w rolę Billy’ego, powiedział w jednym z wywiadów, że jego postać otrzymała odkupienie, na jakie zasługiwała. Oczywiście, byłoby to świetnym posunięciem, gdyby pokuszono się o lepsze podbudowanie drogi, jaką przeszedł Billy. Bracia Duffer nie do końca wiedzieli jak chcą przedstawić nam młodego Hargrove’a. Ta postać jest kim innym w drugim, a kim innym w trzecim sezonie. A z drugiej strony serial nagle wręcz wciska nam byśmy Billy’ego uwielbiali: prezentuje nam jego ciało, pokazuje jak nagle Max jest bardzo związana z przyrodnim bratem, aż w końcu dochodzi do widowiskowego heroizmu.
Ja jednak odbieram wątek tego bohatera jako pokazywanie, że ludzie są źli, bo zostają skrzywdzeni, a jego finałowe poświęcenie widzę jako pogodzenie się z własnym losem i próbę uwolnienia się z bólu, który sprawiał mu Mind Flyer, niż chęć ratowania Nastki i reszty dzieciaków. Billy nie miał okazji do naprawienia swoich błędów z całego życia (w jego wspomnieniach widzieliśmy, że stosował przemoc już jako małe dziecko, więc do momentu śmierci na pewno nazbierał sporo grzechów na sumieniu). Jego śmierć, choć w przepięknej scenerii, nie była tak znacząca, jak chcieliby tego twórcy „Stranger Things”.
Rosjanie zawsze coś knują
Gdy akcja serialu dzieje się w latach 80. XX wieku, w Stanach Zjednoczonych Ameryki, obsadzenie w roli przeciwników obywateli Związku Radzieckiego jest logicznym posunięciem. Także najprostszym, bo w ten sposób można nawiązać do filmów z lat 80. (co twórcy „Strager Things” robią). Można to jednak zrobić dobrze, a można ledwo pozszywać, licząc na to, że się nie rozpadnie. Zgadnijcie jak zrobiono w „Stranger Things”.
56 year old Paralegal Rheta Franzonetti, hailing from Saint-Hyacinthe enjoys watching movies like "Resident, The" and Sand art. Took a trip to Pearling and drives a Caravan. katalog
OdpowiedzUsuń