Pilot serialu powinien być najważniejszym odcinkiem pierwszego sezonu. To ten epizod często pozwala widzom podjąć decyzję czy w ogóle chcą rozpoczynać przygodę z daną produkcją. Zazwyczaj ten pierwszy odcinek jeśli nie składa się z odpowiedniej ekspozycji, to i tak jak najbardziej intryguje, by widz chciał więcej, i więcej. Niestety, pilot „What/If” nie zaspokaja w żadnym z powyższych, a mimo to ma się ochotę obejrzeć jeszcze jeden epizod. Czy słusznie?
Historię rozpoczynamy od poznania Lisy i Seana – małżeństwa rok po ślubie, pary idealnej, która nigdy nie dopuściłaby się zdrady. Oczywiście, po tak wyłożonej ekspozycji chyba nie trudno odgadnąć, że właśnie złamanie tego obrazu będzie główną osią serialu? Lisa bowiem ma firmę, długi oraz potrzebuje sporo pieniędzy by móc prowadzić badania. Ich cel jest godny pochwały, bo chodzi o ratowanie zdrowia dzieci, ale nikt nie chce wyłożyć na tak małą firmę. Wtedy pojawia się Anne Montgomery, która gotowa jest obsypać Lisę pieniędzmi, jeśli… właśnie, tu jest haczyk. W zamian za przelew, Sean ma spędzić z Anne 24 godziny. Małżeństwo, postawione pod ścianą, zgadza się, myśląc, że szybki seks uświęca środki. Okazuje się jednak, że Anne wcale nie miała na myśli upojnej nocy.
Tak naprawdę przez cztery odcinki nie dowiadujemy się czego Anne chciała od Seana, a przynajmniej nie wprost, bo możemy wszystkiego łatwo się domyślić. Większość sekretów i intryg w „What/If” możemy odgadnąć bez większych problemów i o ile na koniec sezonu twórcy nie zaplanowali srogiego plot twistu, to cała sytuacja jest dla widza jasna już od pierwszych minut serialu.
Mimo to produkcja potrafi mocno wciągnąć. Dziwi mnie to tym bardziej, że „What/If” nie należy do seriali odznaczających się wysoką jakością.
Już pierwsza scena pokazuje z jaką produkcją mamy do czynienia. Anne wygłasza do dyktafonu mowę, przywodzącą na myśl wykłady polskich couchów. Spogląda na skąpane w deszczu San Francisco, a w tle przygrywa złowroga muzyka.
Cóż, ekspozycja nie jest mocną stroną tego serialu. Wszystko jest pokazywane w podobny, łopatologiczny sposób. Szczególnie boli ścieżka dźwiękowa. W scenach z Anne wykorzystano utwór kojarzący się z prezentacją głównego villaina w animacjach Disneya.
Również konstrukcje postaci kuleją. Większość nie jest rozbudowana i nie wygląda na to byśmy byli świadkami jakiejkolwiek przemiany. No, może poza Lisą, chociaż tu nie spodziewam się fajerwerków, biorąc pod uwagę co dotychczas dzieje się z tą bohaterką.
Nie jestem jednak w stanie spisać „What/If” na straty. Mimo że rozbrajają mnie takie absurdy jak to, że Lisa i Sean uważają, że szepcząc do siebie sprawią, iż osoba siedząca obok nic nie usłyszy, ani się nie zorientuje.
Głównym powodem dla mojego przyciągania dla tej produkcji jest Renée Zellweger. Nie było dla mnie niespodzianką, że to aktorka diabelnie utalentowana i bardzo plastyczna. W „What/If” Zellweger włada każdym pomieszczeniem i każdą sceną. Potrafi wycisnąć z tej roli ostatnie soki, mimo że w czwartym odcinku okazuje się, iż Anne Montgomery może nie mieć w sobie za wiele do ogrania, poza typową figurą skrzywdzonej i odgrywającej się na innych.
Zellweger błyszczy jeszcze bardziej na tle reszty ekipy, która aktorsko wypada płasko. Emocje zdają się być gdzieś obok aktorów, chociaż z drugiej strony trudno mieć do nich żal, gdy muszą wcielać się w tak nijakie postacie.
A przynajmniej większość z nich, bo w „What/If” wybija się jeden wątek, ten dotyczący brata Lisy i jego partnera. Ich relacja jest urocza i intrygująca. Twórcy serialu prowadzą parę w stronę poliamorii. Robią to swobodnie, bez zbędnego tłumaczenia co i jak, ale jednak twardo pokazują, poprzez dialogi, że związek wcale nie musi oznaczać relacji dwóch osób.
Nie wiem jednak czy ten wątek, zjawiskowa Renée oraz (mimo wszystko) wciągająca intryga, są w stanie wypełnić ten serial do końca sezonu. Odcinków jest 10, nie jestem więc nawet w połowie, stąd moja decyzja by dać „What/If” szansę. Według materiałów promocyjnych opowieść o nieudolnym małżeństwie i bogatej manipulatorce dusz skończy się po owych 10 epizodach. Pomimo tak dużych niedociągnięć, z chęcią obejrzę produkcję do końca. Widzę w niej potencjał, widzę wątki, które wciąż można uratować i kto wie, może druga połowa „What/If” zaskoczy mnie ciekawym finałem?
Publikowanie komentarza