„Shiki” wstają z grobów, i to coraz liczniej. Czy dzielni mieszkańcy Sotoby stawią czoła zagrożeniu?
„Shiki” to kolejna po „My Hero Academia” i „Akame Ga Kill!” seria, z którą miałem dłuższą przerwę. Ale nic to, czas wrócić do prawie klasycznej historii o małej, odosobnionej od świata wioski, która walczy resztkami sił z tajemniczą chorobą kładzącą trupem coraz więcej mieszkańców wioski Sotoba
Nie będę streszczał wydarzeń, bo fabuła to najmocniejsza strona tej pozycji i boję się że zdradziłbym za dużo. Ale z perspektywy tego, co przeczytałem, widzę wyraźnie, że fabuła początkowo się nie śpieszy, ale gdy już zaczyna się rozkręcać, nic jej nie zatrzymuje. Nawet te krótkie momenty spokoju, i pozornego szczęścia, nie przesłaniały mi tego, co nieuniknione, czyli konfontacji, lub zapoznania się z bardzo niewygodnymi faktami. Spokojne chwile rozkminiania sytuacji przez bohaterów często jest przerywana na rzecz szybkich i zaskakujących zdarzeń. Widać też coraz bardziej wyraźnie (choć można to powiedzieć od początku), że Kiri Shiki nie są przyjazne mieszkańcom wyludniającej się wsi.
To nic nowego, że pierwsze tomy sprawiają mi trochę trudności, bo często nowa seria oznacza zarówno inne tempo akcji, a nowy rysownik sprawia że potrzebuję odrobinę czasu by się przyzwyczaić do rysunków. Pierwsze dwa tomy „Shiki”to takie typowe rozruchowe rozdziały. Scenarzysta zawiązuje akcję, poznajemy postacie, które będą lub nie towarzyszyły nam w dalszych losach. I jak czasem patrzy się na witrynie jakiegoś sklepu internetowego, że tomik posiada stokilkadziesiąt stron, i przeciętny człowiek mógłby pomyśleć że to całkiem sporo. Nic bardziej mylnego. Od czwartego tomu na dobre pochłonęły mnie losy tej małej wioski, i przeczytanie całego tomu na raz nie było dla mnie rzeczą niezwykłą. Nie jest to nic dziwnego, mimo iż szybko można podejrzewać kto za czym stoi, to fabuła to nadrabia klimatem japońskiej wioski, która wylewa się z kolejnych stron.
Grafika jak do tej pory trzyma podobny, dobry poziom. Zdjęcia prawdziwych miejsc, oczywiście odpowiednio przetworzone, w kontraście do narysowanych postaci dają mocny kontrast. Zwłaszcza, jeśli wezmę pod uwagę narastającą paranoję i panikę panującą we wiosce. Jakiś czas temu nadeszła od wydawnictwa smutna wieść, że znikanie z półeczek nie wychodzi jej najlepiej. Nie wiem z czego to wynika, lecz mogę was tylko zapewnić, że ta seria jest warta waszych pieniążków.Na końcu każdego tomu autor, tradycyjnie już za pomocą swojego avatara, przedstawia swoje postępy researchu, który przeprowadza dla tej serii, zdarza się też być przedstawione w formie humorystycznej.
Znalazłem się już w połowie serii, i nie jestem ani trochę zawiedziony. Nawet biorąc pod uwagę uderzające podobieństwa do "Miasteczka Salem", za którym nie ukrywam bardzo przepadam. Smuci mnie spowolnienie tempa wydawniczego, ale z drugiej strony nie przeszkadza mi to. Będę się mógł dłużej delektować każdym tomikiem. Mam nadzieję że wy też będziecie mieć z tej mangi tyle przyjemności.
Za udostępnienie egzemplarzy do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Waneko.
Publikowanie komentarza