Szósty już tom znakomitej serii Johna Allisona w końcu mówi nam więcej o Daisy.
„Nie wariuj, Daisy” w końcu skupia się na wątku, na który tak bardzo czekałam. Do tej pory seria przedstawiała głównie rozterki i perypetie Esther i Susan, trzecią przyjaciółkę pozostawiając lekko z tyłu. Daisy była spoiwem, które trzymało ekipę przy jako takich elementach dorosłości i odpowiedzialności, tylko niekiedy wystrzeliwując szaleńczym uzależnieniem, albo innym typowo komicznym motywem. Tym razem około połowa tomu skupia się na rozterkach sercowych Daisy, która jest całą sytuacją mocno przytłoczona, ale dość szybko, z pomocą przyjaciółek oraz po kilku zabawnych scenach, zaczyna czuć się swobodnie.
W szóstym tomie „Giant Days” pojawia się również motyw dorosłości, tego czym ów stan jest i co dorosłe osoby powinny, a czego nie. Esther, Susan i Daisy chyba same sobie próbują wmówić, że w wieku 19 lat można być niesamowicie dojrzałym. Patrząc na bohaterki komiksu rzeczywiście można odnieść takie wrażenie: że dziewczyny są dojrzalsze ponad swój wiek. Przez chwilę nawet zapomniałam, że postacie dopiero rozpoczęły drugi rok studiów. Prawdopodobnie głównym sprawcą mojego zamieszania są dialogi, które chociaż brzmią naturalnie i jestem w stanie wyobrazić sobie, że dzielę je z moimi znajomymi, to jednak – po dłuższym zastanowieniu się – pasują bardziej do starszych bohaterów. Niewiele starszych, ale raczej już takich, którzy mają za sobą studenckie życie.
Nie twierdzę, że jest to coś złego, wręcz przeciwnie. „Giant Days” moim zdaniem nie jest kierowany do rówieśników głównych bohaterek, tylko do czytelników, dla których studia są już tylko wspomnieniem. Zresztą, opowieści o nastolatkach w dużej mierze bardziej podobają się osobom starszym, które po prostu lubią powspominać sobie przyjemne chwile.
Dialogi są tym, na czym opiera się seria „Giant Days”. Każda pojedyncza historyjka kończy się jakimś zabawnym podsumowaniem, albo emocjonalnym morałem (chociaż w szóstym tomie nie było za wiele emocjonujących wydarzeń, to zdarzało mi się mocno przeżywać losy bohaterów). W przypadku „Nie wariuj, Daisy” pojedynczym historiom trochę brakowało zachowania ciągłości, miałam wrażenie, że są całkowicie przypadkowo wsadzone do jednego tomu. Nie mogę jednak uznać tego za wadę, gdyż wiem, że celem „Giant Days” nie jest ciągnięcie jednego większego wątku, tylko właśnie seria ma składać się z historyjek „na jedno posiedzenie”.
Cieszy mnie, że wysoki poziom fabuły utrzymuje się już przez sześć tomów i liczę na więcej. „Giant Days” jest tym, czego potrzebuję po męczącym dniu pracy – lekturą idealną na rozluźnienie.
Publikowanie komentarza