Tak, wiem co jest na tej grafice. Ale czy to naprawdę wszystko, co ma do zaoferowania ta manga?
Oto jest! Nie tak dawno temu premierę miał ostatni, trzeci tom tej mini serii zatytułowanej Wrobiona w magię. Nie ma lepszego momentu, bym przekazał wam moją opinię o tym dość nieznanym tytule. Po przeczytaniu Dragons Rioting poczułem pewną sympatię do tytułów z silnym wpływem ecchi. Oczywiście tamto dzieło nie grzeszyło jakoś szczególnie ciekawą fabułą ale kilka elementów pozwoliło czerpać mi przyjemność z lektury.
Fabuła tej krótkiej historii również nie należy do zbyt zawiłych czy bardzo istotnych. Komiks przeczytałem już jakiś czas temu, i żeby dokładnie opowiedzieć co się dzieje musiałbym ponownie przekartkować te trzy książki. Owszem jest pewna siedemnastolatka, która była kiedyś czarodziejką ratującą dzień, ale już odwiesiła swój mundur na kołek. Z całego serca chce zapomnieć o tym epizodzie swojego życia, i prowadzić normalne życie, normalnej licealistki. Oczywiście nie ma tak dobrze i musi wrócić do swojego dawnego zajęcia. Ale to nie fabuła jest w tym tytule najważniejsza. Najważniejszą dla mnie częścią tej historii jest parodiowanie ludzi kultywujący dziecięcy wygląd dziewczynek. Scenę w kombini zapamiętałem dość dobrze, i pięknie pokazuje, jakie dziwne i nieodpowiednie podejście potrafią mieć osobnicy lubujący się w niedojrzałości płci pięknej.
„Wrobiona w magię” ma jeszcze jeden zadowalający mnie element. Przez tę krótką mangę przewija się kilka zwierząt-pomocników mówiących ludzkim głosem, jak i posiadających bardzo wyraźne (czasami aż za bardzo ) osobowości, które miały, zgaduję, wywołać konkretne uczucia, te bardziej pozytywne (Mruczysław!) jak i te odrobinę mniej (Buromir).
W internecie widziałem negatywne opinie, które zaprzeczały, że ten tytuł ma jakąkolwiek wartość. Owszem, nie jest to zbyt głęboka pozycja, ale posiada swój urok. Najbardziej spodobał mi się zwierzakowy duet chłodnego i opanowanego Mruczysława oraz odrobinę skrzywionego zarówno przez swoje upodobania jak i los Pieseła Buromira. Ten pierwszy ma aparycję stereotypowego, brytyjskiego kamerdynera, natomiast drugi zachowuje się jak otyły zboczeniec wożący się w koszulce żonobijce i czytając ten komiks tylko czekałem, kiedy dostanie kineskopowy telewizor, fotel i browca do łapki, żeby zdobyć tytuł Piesia-Janusza.
Wygląd tego komiksu jest dość ciekawy. Jako że fabuła leci po bandzie, to i rysunki dotrzymują mu tempa. Przeskoki między różnymi stylami przynajmniej w pierwszym tomie, są liczne, satysfakcjonujące i dodające absurdu do i tak pogmatwanej historii. Oczywiście panie jak to w komiksie ecchi są przepiękne i rozwinięte zarówno w klatce piersiowej, jak i w tym przypadku w dawaniu oklepu zboczeńcom.
Jeśli tak jak ja lubicie komiksy z dużą dawką humoru, zarówno tego grzecznego jak i mniej, piękne rysunki i nieskomplikowaną i niepretensjonalną fabułę, koniecznie sięgajcie. Mi czytanie tego komiksu sprawiło sporo radości, mam nadzieję że i wam się spodoba. Mi spodobała się bardzo i teraz tylko ostrzę sobie zęby na kolejną pozycję Waneko o podobnej tematyce, o której być może niebawem powiem więcej!
Za udostępnienie egzemplarzy do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Waneko.
Publikowanie komentarza