Top Menu

recenzje komiksów

Obrzydliwie dobry, dobrze obrzydliwy – recenzja „Odrodzenie. Tom 4: Ucieczka do Winsconsin”

Kolejny tom znakomitej serii, wydawanej w Polsce przez Non Stop Comics. 

Powracamy do Wausau, gdzie wciąż nie rozwiązano zagadki Odrodzonych. W tym tomie również nie otrzymamy odpowiedzi na najważniejsze pytania, ale nie jest to ani trochę przeszkodą w zachwycaniu się tą serią komiksową. Dzieło Tima Seeley’a i Mike’a Nortona to zajęcie na długi czas. Czuć, że komiks jeszcze z nami pozostanie, dlatego scenarzysta nie czuje presji by szybko zamknąć wszystkie wątki. I dobrze, bo dany sobie czas wykorzystuje na kluczenie i dodawanie pozornie pobocznych części fabularnych, które w rzeczywistości nakreślają nam lepszy obraz relacji między bohaterami. Jestem pewna, że gdy „Odrodzenie” będzie chyliło się ku zakończeniu, powrócę myślami do początków opowieści, bo nagle okaże się, że doskonale wiedziałam jakie są odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy. 

W czwartym tomie przenosimy się również do Nowego Jorku, gdzie wysłała zostaje Dana, jako specjalistka do spraw Odrodzonych. Okazuje się bowiem, że w tym mieście odnotowano obecność jednego z nich. Zarówno tam, jak i w rodzimym Wausau w tej części „Odrodzenia” dzieje się naprawdę sporo graficznych, brutalnych wydarzeń. Przyznam, że żebym uznała jakiś element fabularny za brutalny lub mocny, muszę zobaczyć coś naprawdę, naprawdę walącego po mózgu. I o ile do tej pory, podczas lektury „Odrodzenia” serce przyspieszało bicie ze strachu, że po zobaczeniu czegoś takiego, muszę iść w nocy do łazienki, o tyle w przypadku „Ucieczki do Winsconsin” krzywiłam się z lekkiego obrzydzenia, wymieszanego z szokiem, patrząc na niektóre kadry. 

Tim Seeley znakomicie potrafi utrzymywać napięcie. Akcja w „Odrodzeniu” toczy się powolnym tempem, ale co jakiś czas dostajemy z mocno z otwartej w twarz szokującym kadrem. I już, tyle, napięcie opada, a opowieść toczy się dalej. 

Oczywiście, bez rysunków Mike’a Nortona całe napięcie nie byłoby aż tak odczuwalne. To jego realistyczne, krwiste (dosłownie) obrazy wchodzą mi na mózg za każdym razem, jak czytam „Odrodzenie”. Niekiedy miałam wrażenie, że tu, przede mną, leży ów Odrodzony z powydzieraną skórą, którego części ciała jedzą ludzie (tak, w tym tomie jest taka scena). 

Jeśli ktoś lubi czuć się dumny z reprezentacji, to dodam, że w „Ucieczce do Winsconsin” występuje sporo polskich wątków. Chociaż raczej kończą się tragicznie, to może kogoś ucieszy widok polskiego nazwiska na kartach komiksów. 

Nie mogę doczekać się kolejnej części „Odrodzenia”. Chętnie już nigdy nie skończyłabym tego komiksu, taki jest dobry.

Publikowanie komentarza

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.