Przygotujcie się na pochwały, które szybko zmienią się we wściekły rant. Wbrew pozorom, wcale nie chodzi mi o komiks.
To będzie bardzo spoilerowa recenzja. Niemożliwym jest przedstawić Wam mój punkt widzenia bez zdradzania ważnych wątków fabularnych. Historia przedstawiona w pierwszym tomie Tyler Cross nie należy do mało przewidywalnych, więc nie sądzę bym zniszczyła Wam radość czytania. Jednak z poczucia przyzwoitości zaznaczam, że poniżej spoileruję na prawo i lewo. Czytacie na własną odpowiedzialność.
You're a man, a manly, manly man
Tyler Cross to prawdziwy męski mężczyzna. Kobiety na niego lecą, a kule się go nie imają (no dobrze, można przeszyć go ołowiem, ale Tyler i tak będzie parł do przodu). Wychodzi obronną ręką z każdej sytuacji, potrafi powalić każdego przeciwnika i podejrzewam, że pachnie mieszkanką siły i potu, którą dodają do Old Spice. Wiecie, taka mieszanka westernów, ale z brutalnością na poziomie Tarrantino.
Bohater ma problem, ponieważ zadanie, jakie ma do wykonania, a które miało być dziecinnie proste, skończyło się wielką jatką. Jego wspólniczka zginęła, a Tyler znalazł się na odludziu bez środka transportu i z torbą wypełnioną siedemnastoma kilogramami heroiny.
Oczywiście, taki męski mężczyzna, jak Tyler nie traci rezonu. Nawet wtedy, gdy okazuje się, że jego zleceniodawca kopnął w kalendarz. Trudno, zdarza się, ktoś na pewno będzie chciał kupić czystą heroinę. Niestety, rozwiązanie nie może przyjść łatwo, bo gdzie byłaby zabawa? Bohaterem zaczyna interesować się rodzina Praggów, rządząca małym miasteczkiem, w którym Tyler się znalazł. Tata Pragg jest właścicielem kopalni ropy naftowej i przez lata podporządkowywał sobie całą okolicę przemocą i obsadzaniem synów na najważniejszych stanowiskach: burmistrza, dyrektora banku oraz szeryfa.
Z początku wszystko jest znakomite. Akcja prze do przodu, nie zwalnia nawet na chwilę, a Tyler wplątuje się w coraz to nowe kłopoty. Oczywiście pojawia się również Dama w opałach, którą główny bohater (niechętnie) ratuje. I tak, chociaż Fabien Nury, autor scenariusza, wykorzystuje każdy możliwy znany motyw z tego typu produkcji, to robi to ze znakomitym wyczuciem. Fabuła wciąga, niekiedy zaskakuje, a bohaterowie Tyler Cross nie są płaskimi postaciami, tylko mają w sobie coś więcej, niż wypełnianie stereotypów.
Bardzo spodobała mi się narracja. Oprócz dialogów oraz śledzenia rysunków, otrzymujemy jeszcze trzecioosobową narrację zawartą w prostokątnych polach. Niby nic nowego, ale w konstrukcji Fabiena Nury’ego urzeka lawirowanie pomiędzy postaciami i różnymi punktami widzenia – pojawiają się również sceny, w których śledzimy myśli i poczynania węża.
Rysunki są wspaniałe. Świetny, mocny lineart w połączeniu z cartoonowym stylem nadają historii zarówno ostrości, jak i dają czytelnikowi znać, że autorzy Tylera Crossa puszczają nam oczko i bawią się konwencją akcyjniaka. Duet Brüno i Laurence Croix wykonali wspaniałą robotę.
I cały misterny plan poszedł się...
Wszystko byłoby idealne, gdyby nie ten moment. Tyler wplątuje się w walkę z rodziną Praggów i tak się składa, że jej kulminacja ma miejsce w dniu ślubu burmistrza ze Stellą Bidwell. Kobieta początkowo jest całym sercem za narzeczonym, ale dzień przed ślubem Stella oznajmia ukochanemu, że nie jest pewna czy chce wziąć z nim ślub. Ten reaguje wściekłością, a jeszcze większa furia wstępuje w głowę rodu Praggów, który bije przyszłą synową, po czym obsikuje ją, żeby wiedziała gdzie jej miejsce. Następnego dnia odurza ją, by podczas ceremonii zaślubin powiedziała “tak”. Zaraz po tym w miasteczku wybucha chaos, z którego ratują się jedynie Tyler i Stella.
Złoczyńcy pokonali, Dama w opałach uratowana, można lecieć z akcyjniakiem dalej, prawda? Miałam taką nadzieję, jednak sprawy potoczyły się inaczej. Tyler chce odzyskać narkotyki (które wcześniej ukrył ojciec Stelli), ale kobieta odpowiada, że nie wie gdzie znajduje się heroina. Na to męski mężczyzna reaguje uderzeniem towarzyszki z pięści w twarz, po czym łapie klęczącą Stellę za włosy i przyciska jej do głowy pistolet, wrzeszcząc, że ma mu wyjawić gdzie znajdzie towar. Heroina w końcu wraca do Tylera, a Stella postanawia trzymać się blisko swojego znęcającego się nad kobietami wybawcy. Bohaterowie postanawiają przenocować w hostelu i - o zgrozo - Stella inicjuje seks, na co Tyler łaskawie się zgadza.
Dlaczego? Dlaczego Fabien Nury zdecydował się na umieszczenie w komiksie tej sceny? Rozumiem, że fabuła ma miejsce w przeszłości. Rozumiem, że Tyler Cross jest czystym twardzielem, który morduje, kradnie i bije się za pięciu, a kobiety do niego lgną. Ale naprawdę autor stwierdził, że do tej mieszanki potrzebne jest pokazanie znęcania się nad kobietą (która wcześniej przeżyła traumę), a później nagrodzenie mężczyzny za ten akt gorącym seksem?
Może Wy wszyscy, którzy czytacie tę recenzję, wcale nie uznacie tego momentu za coś złego. Bo przecież Tyler łamie prawo i nie znaczy to, że wszyscy czytelnicy nagle zaczną kraść i mordować, bo to takie męskie. Ale żyjemy w świecie, w którym znęcanie się nad kobietami wciąż jest czymś na porządku dziennym. Natomiast kultura nie jest czymś, co istnieje obok nas i nie ma na nas wpływu. Ma ogromny wpływ, szczególnie gdy odbiorcy nie potrafią (lub nie chcą) podchodzić do niej z dystansem lub jej analizować. Przedstawianie takiej sceny, jak przemoc, która zostaje nagrodzona, bez żadnego komentarza od twórcy, iż jest to złe zachowanie (bo przecież gdy bili Praggowie to było złe, prawda) jest bardzo niebezpieczne.
Odpowiedzialność za czytelników
Nie mam żalu do wydawnictwa. Bo zarówno na okładce, jak i dwukrotnie na stronie internetowej, pojawia się informacja o tym, iż Tyler Cross to komiks dla dojrzałego czytelnika. Nie dorosłego, nie pełnoletniego - dojrzałego. Co więcej, w internecie pojawia się nawet dopisek “dla dojrzałego, m y ś l ą c e g o czytelnika”. Czyli takiego, który potrafił będzie odróżnić dobro od zła, który domyśli się, że twórcy komiksu bawią się konwencją twardziela, którzy są świadomi tego, iż przemoc wobec innych jest czymś karygodnym.
Mam za to żal do recenzentów. Przeczytałam kilka opinii na temat pierwszego tomu Tylera Crossa i jedyne, co spotkałam to zachwyty nad komiksem (oczywiście autorstwa mężczyzn). Żaden nie wspomniał o przemocy, której nie należy pochwalać. Żaden nie sprzeciwił się takiemu stanowi rzeczy. A przecież takie zachowanie mężczyzn nie jest zakurzonym zwyczajem z przeszłości. Często dzieje się tu i teraz, obok nas. Natomiast recenzenci mają moc wpływania na decyzje czytelników co do zakupu konkretnych dzieł.
Niech więc będzie to dla Was przestrogą. Bo pierwszy tom serii Tyler Cross to dobrze napisana opowieść, trzymająca w napięciu, ze świetną narracją i znakomitymi dialogami oraz przedstawieniem bohaterów. Ale ma jedną wadę, którą zauważą wprawni czytelnicy. Ta wada może stać się początkiem dyskusji o przemocy wobec kobiet, ale równie dobrze (co bardziej prawdopodobne) może zainspirować kogoś do bycia takim samym twardzielem.
Jeśli chcecie przeczytać ten komiks, przygotujcie się na obecność takiej sceny. Tym bardziej, jeśli sami/same doświadczyliście/doświadczyłyście przemocy. A jeśli napotkacie wątpliwości, zawsze możecie się ze mną nimi podzielić.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Wydawnictwo OMG! Wytwórnia Słowobrazu
Gdzie kupić Tyler Cross, tom 1: Black Rock?
Ravelo.pl________________55,58 zł [przejdź do sklepu]
TaniaKsiążka.pl___________60,06 zł [przejdź do sklepu]
inkbook.pl_______________60,42 zł [przejdź do sklepu]
nexto.pl_________________66,00 zł [przejdź do sklepu]
Kupując za pomocą powyższych linków, wspierasz finansowo nasz blog. Dziękujemy!
Publikowanie komentarza