Chociaż mamy dopiero początek czerwca, jestem pewna, że Killing Eve jest najlepszym serialem 2018 roku.
Tekst zawiera spoilery do pierwszego sezonu Killing Eve.
Wszyscy kochamy psychopatów. Naprawdę. Jedną z cech osób z osobowością psychopatyczną jest właśnie zdolność zjednywania sobie ludzi, nieodparty urok osobisty oraz łatwość w manipulowaniu otoczeniem. Nic więc dziwnego, że Villanelle, seryjna morderczyni, którą ściga tytułowa bohaterka serialu Killing Eve zdobyła serca wszystkich widzów. Kreacja Jodie Comer, jako zabójczyni za zlecenie, chociaż nie jest jedynym elementem produkcji BBC, który sprawia, że serial jest tak wspaniały, to zdecydowanie jawi się jako kwintesencja wszystkich dobroci, jakie oferuje Killing Eve.
Genialne, zjawiskowe
Jeśli jeszcze nie słyszeliście o tym serialu, to już wyjaśniam o co chodzi. Villanelle jest płatną zabójczynią, której jedno ze zleceń zaczyna interesować brytyjski wywiad. Do sprawy zostaje przydzielona Eve Polastri, pracownica MI5, której ambicje zawodowe sięgają znacznie wyżej. Kobieta odkrywa, że sprawa morderstwa, nad którą pracuje skrywa kilka tajemnic. Postanawia zbuntować się przełożonemu i na własną rękę rozwiązuje sprawę. Okazuje się, że Eve miała rację i zostaje zwerbowana przez agentkę MI6 do utworzenia specjalnej grupy, której jedynym celem jest schwytanie Villanelle. Im dalej w las, tym bardziej poszukiwanie morderczyni zaważa na życiu Eve. I tak, polski tytuł serialu, czyli Obsesja Eve jest trafny, ponieważ tytułowa bohaterka bardzo szybko zafiksowuje się na Villanele. Zresztą, uczucie jest obustronne. Pomiędzy kobietami wytwarza się silna więź, którą serial prezentuje na zasadzie gry w kotka i myszkę.
Produkcja BBC zakrawa o arcydzieło. Wszystko, każdy element, współgra ze sobą sprawiając, że Killing Eve zachwyca z każdym odcinkiem coraz bardziej. Już od pierwszego odcinka scenariusz odwraca do góry nogami wizję widzów na temat dramatów śledczych lub seriali kryminalnych w ogóle. Twórcy nie powstrzymują się przed pokazywaniem nagości, przemocy, krwi i wulgarności, jednak robią to wszystko ze smakiem – nie starają się szokować odbiorcy, po prostu chcą przekazać historię o płatnej zabójczyni. Do tego Killing Eve charakteryzuje się czarnym humorem, który wybrzmiewa najgłośniej właśnie w tych brutalnych lub wulgarnych momentach. Naprawdę, już dawno nie śmiałam się w głos tyle razy podczas oglądania jakiegoś serialu, co w przypadku zapoznawania się z tą produkcją BBC.
Dopasowana muzyka, świetne zdjęcia, dbałość o szczegóły scenografii oraz kostiumów świetnie uzupełniają intrygującą fabułę. Killing Eve od pierwszej sceny do ostatniej jest serialem znakomitym i naprawdę nie potrafię (i nie chcę) znaleźć w nim wad.
Jednak nic z tego by nie wyszło, gdyby nie dobór aktorów. Sandra Oh oraz Jodie Comer, wcielające się w role protagonistek, tworzą duet idealny. Aktorki uzupełniają się i utrzymują emocjonalną dynamikę między sobą nawet wtedy, gdy nie odgrywają wspólnych scen. Reszta obsady wtóruje im talentem, ale bądźmy szczerzy: moje oczy i tak śledziły najbardziej właśnie Oh i Comer.
Seksualna, niebezpieczna
Produkcje o podobnej tematyce (czyli obrazujące dynamikę pomiędzy dobrą postacią a złą) zwykle przedstawiają psychopatę jako kogoś, kto w głębi serca jest dobrym człowiekiem. Nie musi to być morderca, jak w przypadku Killing Eve. Równie dobrze owym psychopatą może być ktoś taki, jak Christian Grey. Tak, bohater książek E.L. James, na podstawie których powstały trzy filmy posiada osobowość psychopatyczną. Nie dopuszcza się morderstwa, ale wielokrotnie krzywdzi psychicznie i fizycznie różne osoby, szczególnie swoją partnerkę Anastasię. Autorka książek przedstawia relację Any z Greyem jako wymarzony romans, wbijając czytelnikom do głowy, że miłość może pokonać wszelkie wady i przywary.
Także w przypadku psychopatów, którzy trudzą się w zabijaniu ludzi bardzo często wykorzystywany jest motyw seksownego seryjnego mordercy. Czy to Joker, czy Hannibal, czy Dexter - każdy na swoj sposób pociąga widzów, którzy jednocześnie uwielbiają takiego bohatera za bycie "tym złym", jak i dostrzegają w nim dobre cechy. Tak samo odbierają tę postać pozostali serialowi, filmowi lub książkowi bohaterowie.
Jednak w przypadku relacji Villanelle i Eve jest inaczej. Owszem, mordercza protagonistka stworzona jest na tej samej zasadzie, co jej podobni: inteligentna, czarująca, seksowna, sprytna i prawie że całkowicie nieobliczalna. Nie ona pierwsza zainteresowała się osobą, badającą jej sprawę. Robił tak Edmund Kemper z serialu Mindhunter, uważając Holdena za swojego przyjaciela. Jeszcze większą obsesję miał Hannibal, kiedy poznał Willa - w tym wypadku masa fanów (w tym ja) twierdzi, że mężczyzn łączyła miłość. W tych relacjach to "ta dobra" strona zmienia się pod wpływem przebywania z psychopatą. Holden staje się innym człowiekiem na skutek obsesji na punkcie obiektów swoich badań, a Will... cóż, Will robi dużo dziwnych rzeczy.
Także w przypadku Eve wydawać by się mogło, że zmieniła się na gorsze pod wpływem Villanelle. Dwukrotnie traci pracę, staje się bardziej porywcza, jej małżeństwo się sypie... ale czy naprawdę bohaterka zmieniła się na gorsze?
Jej pierwsza praca w MI5 nie była szczytem marzeń Eve. Tracąc ją zyskała szansę na spełnienie marzeń. Jej małżeństwo było nudnym związkiem, Nico był bezpieczną opcją, natomiast Eve stworzona była do czegoś innego. Już wcześniej widzimy jej stosunek do męża i pracy, kiedy okazuje się, że Eve ma cały plan jak zabiłaby Nico.
Podążanie śladami Villanelle sprawia, że tytułowa bohaterka odkrywa w sobie charyzmę, odwagę oraz sexappeal. Natomiast zakończenie pierwszego odcinka nie pozostawia wątpliwości, że Eve nie poddała się wpływowi morderczyni. Owszem, wyznaje Villanelle swoje uczucia, ale później - wykorzystując chwilę nieuwagi - rani kobietę nożem, pragnąc zabić przeciwniczkę.
Wszystko to sprawia, że duet Eve i Villanelle jest idealnym przedstawieniem postaci kobiecych. Bohaterki nie są płaskie, obie posiadają zarówno dobre, jak i złe cechy pod względem moralności. Obie nie wstydzą się podążać za tym, co sprawia im przyjemność. Obie wykorzystują swoją inteligencję i wiedzę by osiągnąć cel - a nie tylko urodę (nie żeby w wykorzystywaniu urody było coś złego, ale miło jest zobaczyć bohaterki, które mają w sobie coś więcej). Villanelle i Eve nie są święte, nie są dobrymi partnerkami lub matkami, popełniają bardzo dużo błędów, dają się ponieść emocjom. Są takie, jak kobiety w rzeczywistości: różne, skomplikowane i potrafiące obejść się całkowicie bez mężczyzny.
Kiss Kiss Bang Bang
W bohaterkach Killing Eve jest coś jeszcze, obok czego nie mogę przejść obojętnie: ich seksualność.
Villanelle jest otwarcie biseksualna. Chociaż w żadnym z odcinków nie padło określenie jej seksualności, to kobieta nie ukrywa tego kto jej się podoba, a twórcy nie starają się ukryć orientacji Villanelle za zmyślnymi określeniami typu: "nie lubię łatek". Eve nigdy nie określiła swojej orientacji. Widzimy jedynie, że ma męża i że interesuje się Villanelle. Jednak pomiędzy kobietami nie dochodzi do żadnego zbliżenia fizycznego, jedynie do wyrażenia swoich uczuć: obie nieustannie myślą o tej drugiej. I pewnie, po obejrzeniu koncówki finału Killing Eve ktoś może uznać, że Eve specjalnie mówiła o swojej obsesji, by uśpić czujność przeciwniczki, ale nic z tych rzeczy. Nie trudno zauważyć, że przez cały pierwszy sezon, tytułowa bohaterka naprawdę nieustannie myśli o Villanelle.
Killing Eve jest niekiedy oskarżane o queerbaiting, czyli specjalne nakierowywanie widzów na myśl, że pomiędzy danymi bohaterami może wyniknąć romans, by zdobyć oglądalność, a potem porzucenie tego motywu, zlekceważenie go lub wyśmianie (patrzę na ciebie, Riverdale). Jednak pomiędzy Villanelle a Eve nie ma żadnego romansu. To niezdrowa obsesja, co podkreślane jest na każdym kroku: w przypadku morderczyni dowiadujemy się o jej przeszłości z Anną i do czego uczucia Villanelle mogą ją doprowadzić; natomiast Eve nie poddaje się emocjom i kiedy myślimy, że serial skończy się sceną gorącego seksu dwóch głównych bohaterek... jedna wbija drugiej nóż.
Być może w kolejnych odcinkach (serial otrzymał zamówienie na drugi sezon jeszcze przed premierą pierwszego) twórcy odkryją przed nami seksualność Eve, ale jeśli to zrobią, to na własnych warunkach i jestem pewna, że nie spieprzą sprawy. Villanelle udowadnia, że w serialach może pojawić się dobra reprezentacja osób biseksualnych i - co więcej - wcale nie musi być to pozytywna bohaterka.
Czekam więc na kolejne odcinki Killing Eve i prawdopodobnie obejrzę jeszcze raz czy dwa te, które już miały swoją premierę. Produkcja BBC jest jednym z najlepszych seriali, jakie kiedykolwiek powstały i piszę to z pełną świadomością. Jestem przekonana, że nie otrzymamy nic lepszego w tym roku, ale być może Killing Eve otworzy drogę innym produkcją, które porzucą schematy i zjechane tropy, wnosząc świeżość na nasze ekrany.
Publikowanie komentarza