Niedawno miałam okazję recenzować dla portalu Serialomaniak.pl pilot najnowszego serialu stacji History: „Knightfall”. Cała recenzja była wyciem zbitego psa, ponieważ pokładałam w produkcji ogromne nadzieje, a spotkałam się z okropnym rozczarowaniem. Wszystko od gry aktorskiej, poprzez efekty specjalne i montaż, na scenariuszu kończąc prosiło o oczu kąpiel. Jednak „Knightfall” oraz bliska premiera pierwszego odcinka czegoś, co zapowiadane jest jako wielki hit TVP, a zwie się „Korona królów”, skłoniły mnie do rozważań na temat seriali historycznych i dlaczego tak często zdarza się, że są gniotami.
Lekcja historii
Mogłabym odpowiedzieć, że dlatego, iż historia jest, po prostu, fajna. Jednak tyle nie wystarczy, aby stworzyć serial odnoszący sukcesy. Za każdym razem, kiedy oglądamy produkcję, określoną mianem "serialu historycznego" musimy pamiętać, że to, co widzimy na ekranie niekoniecznie wiernie odzwierciedla przeszłość danej społeczności. Taki stan rzeczy ma swoje jasne i ciemne strony.
Największym minusem dotyczącym seriali historycznych jest to, że spora część widzów czerpie wiedzę właśnie z nich. Co gorsza, tym osobom w wielu przypadkach nie śni się nawet, żeby potwierdzić przedstawione wydarzenia za pomocą źródeł historycznych. Owszem, niektórzy po obejrzeniu danej produkcji złapią bakcyla i przeszukają odpowiednie artykuły i książki (albo chociaż wklepią coś do wyszukiwarki), jednak - jak pokazują badania - większość uzna to, co widzi na ekranie za prawdę objawioną. Nie pierwszy raz w swoim tekście mówię o tym, że widzowie często nie odróżniają fikcyjnych bohaterów od prawdziwych ludzi, więc nic dziwnego, że jeśli obejrzą „Reign”, to będą myśleć, że właśnie tak ubierały się i tańczyły kobiety w XVI wieku (a nie, nie tańczyły do popu, niczym dzieciaki na pierwszej dyskotece szkolnej, odziane w sukienki, które modne były za czasów mojej studniówki).
Żeby uniknąć narzekań i wytykania błędów, albo po prostu stworzyć dobry serial, warto zainwestować w konsultacje z historykami, którzy doradzą w kwestii strojów, zwyczajów i wyglądu społeczności, która ma zostać bohaterami serialu. Przyda się również kreatywna osoba od kostiumów, która wymyśli chociażby stroje robione z dywanów z Ikea. Serialom potrzebni historycy
Jednak twórcy seriali często rezygnują z poprawności historycznej, ze względu na wysokie koszty produkcji. Zarówno konsultacje, jak i stworzenie scenografii lub efektów specjalnych pochłania spore pieniądze i nie każdy może stworzyć produkcję z rozmachem na miarę „Game of Thrones”. Inna sprawa, że widzowie nie są głupi i potrafią docenić wkład finansowy i pracę - bo, bądźmy szczerzy, znacznie lepiej ogląda się coś zrobionego dobrze.
Kolejną trudnością, przed którą stają twórcy seriali historycznych jest to, że nie zawsze wiadomo jak rzeczywiście przebiegały dane wydarzenia historyczne. Co rusz okazuje się, że mylono się odnośnie jakiejś społeczności, albo, że pewne pisma przekłamywały historię. Właśnie dlatego seriale historyczne często skupiają się tylko na danych postaciach historycznych, dopisując im fikcyjną fabułę, albo z historii czerpią jedynie stroje, zwyczaje i miejsca, tworząc postaci i wydarzenia całkiem od nowa. Nie ma w tym nic złego, nawet jeśli serial miesza fakty historyczne z legendami lub opowieściami stworzonymi na potrzeby danego dzieła, jak w przypadku „Vikings” lub „Black Sails”. Jak wspomniałam wcześniej, przeszłość bywa nudna w momencie, w której się o niej opowiada, więc ubogacanie jej w fikcyjne wydarzenia lub bohaterów jest działaniem jak najbardziej na plus (o ile ma to sens, w odniesieniu do całokształtu serialu).
Twórcy seriali historycznych często wykonują zabiegi, które noszą nazwę: historical villian upgrade oraz historical hero upgrade. Oznacza to tyle, że czynią z postaci historycznej bohatera złego lub dobrego, a potem przemieniają go w ultra-dobrego albo ultra-złego - obojętnie czy ta postać rzeczywiście była do rany przyłóż czy okropna.
Odrealniona rzeczywistość
Wszystko to dlatego, że serial rządzi się innymi prawami, niż rzeczywistość. To, co na co dzień jest czymś pasjonującym i ciekawym, na ekranie może wydać się nudne. Widzowie wręcz oczekują, że rzeczywistość serialowa będzie nierzeczywista. Nazywa się to „efektem kokosa” (the coconut effect) od procesu uderzania o siebie dwóch połówek kokosa, aby uzyskać odgłos idącego konia. Tyle tylko, że te zwierzęta częściej w filmach historycznych chodzą po trawie lub błocie, więc ich kopyta nie powinny wydawać zawsze tego samego dźwięku. A jednak, obojętnie jaką scenę oglądamy, w postprodukcji wstawiono do niej charakterystyczny klekot. To samo dzieje się w przypadku broni, która zawsze lśni jak lampki choinkowe, albo w scenach walk, w których słyszymy dźwięki uderzeń lub zadawanych ciosów.Zuza z Totalnie Kulturalnie, kiedy dyskutowałam z nią na temat seriali historycznych, podpowiedziała mi, iż jest taka teza, która głosi, że seriale historyczne tak naprawdę odzwierciedlają teraźniejszość, a nie epokę, w której dzieje się fabuła. Myślę, że jest w tym sporo prawdy. A jakie jest Wasze zdanie? Jak, według Was, powinien wyglądać dobry serial historyczny?
Publikowanie komentarza