Top Menu

recenzje

Gangsterzy okrągłego stołu - recenzja Król Artur: Legenda Miecza


Guy Ritchie to kolejny twórca, który sięgnął po legendy arturiańskie, jednak zrobił to w swoim firmowym stylu. Nie oglądaliśmy Król Artur: Legenda Miecza w kinie, ale teraz nadarzyła się okazja, by to nadrobić.
Czy mogę zacząć od tego, że historie o królu Arturze i rycerzach Okrągłego stołu, to lwia część mojego dzieciństwa? Tak, mogę! Kocham te klimaty, pasjonuje mnie średniowieczna broń, więc nie mogłam doczekać się, aż zobaczę co zmajstrował Ritchie. Tym bardziej, że lubuję się w jego stylistyce.

Ja nie czuję żadnej nostalgii do tych historii, jak i do jego stylistyki. Sam film przypadł mi do gustu. Dynamiczne walki przeplatane są suspensem wprowadzający nas w świat przedstawiony, co jest bardzo dobrym wyjściem.

Suspensem? Nie znalazłam tam żadnego. Cały film to jedna wielka dynamika i zabawa montażem. King Arthur wykonany jest w stylistyce teledysku. Za to świat przedstawiony często objaśniany jest nie w sposób linearny, ale za pomocą przeplatania się wątków - przy czym każda scena kończy się szybkim i ostrym cięciem, nierzadko stosowanym po każdym wypowiedzianym zdaniu, a nawet słowie.


O, fajne, wezmę se do domu

Akurat te "przeplatanie wątków" w przedstawiania świata nie przypadło mi do gustu. Wprowadzało spory zamęt, szczególnie dla mnie, gdyż nie znam historii Króla Artura zbyt dokładnie. Co więcej, często zakończenie scen wywoływało na mnie wrażenie, że oglądam film gangsterski, ale jako że to adaptacja, jestem w stanie to przeboleć.

Bo to był film gangsterski. Dlatego znajomość legend arturiańskich nie za wiele w tym przypadku zmieni. Z pierwowzoru wzięto jedynie imiona postaci, miecz, nazwę zamku. Reszta to standardowa gangsterka. Nawet Artur jest inny, niż to zazwyczaj bywa w tego typu opowieściach. Jest butny, arogancki i uparty, ale akurat w Legendzie Miecza znakomicie się to sprawdza. Tym bardziej, że Charlie Hunnam jest stworzony do takich ról.

Aktorzy wcielający się w protagonistę i antagonistę w tym filmie zagrali swoje role poprawnie. Jednak, to co najbardziej przykuło moją uwagę to genialny soundtrack. Od seansu tego filmu przesłuchałem go już w całości po kilka razy. A co Ty o nim myślisz?

Akurat bad guy, czyli Jude Law to perełka tego filmu. Wspaniale pokazał dwoistość natury Vortgyna, na jego twarzy widać mieszaninkę strachu i chęci władzy. Ale nie ma się co dziwić, ten aktor to klasa sama w sobie. Odnośnie muzyki, nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z Tobą. Soundtrack to idealne połączenie ludowych utworów średniowiecza z drumm'n'bass.


Dobry wieczór, przybywam, aby zrujnować ci życie moim pięknem!

Wspomniałem wcześniej o aktorach grających głównych bohaterów, chciałbym wspomnieć też o tych pobocznych. Spełniają oni świetnie swoją rolę,  dodają dodatkowego dramatyzmu, gdy staje im się coś złego lub giną. A giną dosyć często, co dodaje historii odrobinę autentyczności. Z postaci drugoplanowych największe wrażenie zrobiła na mnie czarodziejka pomagająca naszemu protagoniście, a zwłaszcza jej czary. Naprawdę pokazywały jej ogromną moc i zrobiły na mnie bardzo duże wrażenie.

Seans Król Artur: Legenda Miecza możemy uznać za bardzo udany. Ja chcę jeszcze raz!


Za udostępnienie egzemplarza dvd do recenzji dziękujemy dystrybutorowi Galapagos.

 Galapagos

Publikowanie komentarza

Copyright © Geek Kocha Najmocniej – Analizujemy popkulturę.