Mówienie lub pisanie o popkulturze wcale nie jest tak łatwe, jak mogłoby się wydawać. Dyskurs kultury popularnej łączy w sobie profesjonalne podejście do badań naukowych, ale i lekki i przystępny styl wypowiedzi. Czy Michałowi Cetnarowskiemu udało się to osiągnąć w najnowszej książce Podwójna tożsamość bogów?
Tekst na okładce sugeruje, że Podwójna tożsamość bogów jest pozycją, którą zawsze chcieliśmy przeczytać, niestety - nigdzie wcześniej taki zbiór informacji nie był dostępny. Cóż, wystarczy, że wpiszemy w wyszukiwarkę interesujące nas nazwiska, bądź tytuły, które zostały wymienione w książce Cetnarowskiego, a otrzymamy podobny zestaw informacji, jaki autor zawarł w tym dziele.
Dość pokaźny wolumin podzielony został na trzy części: Eseje, Rozmowy i Recenzje. O ile rozmowy i recenzje rzeczywiście są tym, na co wskazuje tytuł rozdziału, o tyle w pierwszej części zdecydowanie nie zawarto żadnych esejów. Ta forma literacka wiąże się z przedstawieniem własnej opinii, polemiką, ukazaniem badań, wiarygodnych źródeł. Michał Cetnarowski co rusz próbuje dociągnąć swoje teksty do tej charakterystyki, ale niezbyt mu to wychodzi. To, co autor postanowił zawrzeć w części o esejach, bardziej przypomina zbiór encyklopedycznych informacji.
Zobacz też: Recenzja Przez stany (pop)świadomości
Wszystko to można by mu wybaczyć, gdyby nie to, że Cetnarowski naprawdę wziął sobie za punkt honoru, aby przedstawić swoje teksty, jako eseje. Przez to co jakiś czas sili się na naukowy ton, podsycając wszystko faktami z historii opisywanych dzieł, bądź autorów. Niestety, w tym momencie na światło dzienne wychodzi kiepski warsztat autora. Pomijając już, głośną ostatnio, recenzję Krzysztofa Sokołowskiego, który dał upust swojej irytacji, wywołanej Podwójną tożsamością bogów - pomijając wszystkie błędy merytoryczne i językowe, jakie Sokołowski wytknął Cetnarowskiemu - pozostaje jeszcze kwestia podejścia autora, omawianej przeze mnie książki, do tematyki, jaką zdecydował się opisać. Twórca pokazuje się czytelnikowi w sposób niezwykle pretensjonalny. Najpierw zarzuca kupą informacji, a następnie stwierdza, że musi w ową kupę wrzucić jakieś ładne słowa, żeby to jakoś wyglądało. I tak, dostajemy peany na temat omawianych dzieł, wklejone od niechcenia w zbiór informacji encyklopedycznych. Cetnarowski konstruuje swoje opinie tak, jakby chciał pokazać bogaty zasób słów i udowodnić, że zna się na rzeczy - pytanie, czy owego potwierdzenia jego kompetencji potrzebujemy my, czy sam autor?
Przez większość książki brakowało mi dystansu i lekkości, które są niezwykle ważne w momencie, w którym decydujemy się na mówienie o popkulturze. Co więcej, duża część tekstów jest już niestety przedawniona. We wstępie Cetnarowski informuje czytelnika, że niektóre z artykułów (czy tam, esejów), zamieszczonych w Podwójnej tożsamości bogów pojawiały się na łamach gazet branżowych już wiele lat temu, jednak zostały odpowiednio uaktualnione. Cóż, mimo wszystko podczas czytania tej książki nadal miałam wrażenie, że zawarta w niej wiedza jest wtórna.
Oczywiście, należy wspomnieć o tym, że dla czytelnika niezorientowanego w tematyce popkultury, książka Cetnarowskiego może być wspaniałym źródłem informacji. Ale tak - tylko informacji. Części z rozmowami i recenzjami niezwykle tracą na znaczeniu, kiedy najpierw dostaje się w twarz takim zbiorem "esejów". Jeśli chodzi o tę ostatnią, to mam wrażenie, że została po prostu wrzucona do książki, aby wypełnić miejsce.
Zwykle o tym nie piszę, ale w przypadku Podwójnej tożsamości bogów muszę wspomnieć o jakości wydania. Sine Qua Non wykonało wspaniałą robotę: twarda oprawa cieszy oko, a wnętrze jest wykonane w bardzo ładnej stylistyce. Szkoda jednak, że to właśnie ta cecha książki jest jej zaletą.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Wydawnictwu SINE QUA NON.
Prześlij komentarz