Tym razem odeszliśmy całkowicie od bohaterów, którzy dotychczas pojawiali się w animacjach z Uniwersum DC Comics.
Teen Titans: Troubles in Tokio to bezpośrednia kontynuacja serialu animowanego, opowiadającego losy drużyny Teen Titans. Film powstał w 2006 roku, natomiast w Polsce pojawił się dopiero 3 lata później.
Wynudził mnie strasznie ten film. Chyba jestem już za stary na super cool ziomalskie historie z DC. A jak Ci się podobał nasz dzisiejszy obiekt recenzji?
Naprawdę? Odniosłam wrażenie, że świetnie się bawiłeś podczas oglądania. A, w każdym razie, Twoje wewnętrzne dziecko było zachwycone. Bo to właśnie była taka bajeczka dla dzieci: dużo akcji, bardzo kolorowe kadry oraz nutka młodzieńczych miłostek. Do tego wszystkiego dodano nawet piosenki i motywy musicalowe.
Tak, wewnętrzny trzynastolatek szalał, ale mam świadomość że to nie był najlepszy film. To się nazywa chyba dorosłość. W Troubles in Tokio jest dużo akcji, a intryga - choć bardzo liniowa - to podtrzymywała moją uwagę. Nie powiedziałbym, że były tam miłostki, po prostu Beast Boy leciał za panienkami w mundurkach szkolnych.
Jak to nie? A relacja Robina ze Starfire? Przecież to był bardzo ładny, młodzieńczy romans! Jestem wręcz skłonna uznać to za najlepszy element tego filmu. Postacie - chociaż animowane - lgnęły ku sobie każdym gestem. Zabawne było wtrącenie dualizmu Dicka, kiedy zastanawiał się nad tym, czy powinien wdać się w związek, czy jednak lepiej będzie, jeśli zajmie się tylko rozwiązaniem sprawy kryminalnej. Zachowywał się niczym bohater typowych romansów, ale twórcy Teen Titans zrobili to z przymrużeniem oka, więc motyw odebrałam bardzo pozytywnie.
Przecież romans ze Starfire to był przez 90% czasu friendzone, typowy dla Bat-rodziny. Fajnym motywem było to, że Tytani rozdzielili się, przez co przeżywali osobno dość różnorodne przygody.
Bez przesady, "friendzone" to raczej nie jest odpowiednie określenie w odniesieniu do tych postaci. Owszem, motyw o którym mówisz był interesujący. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć różnorodność charakterów wśród Tytanów. Była to także okazja do wypuklenia charakterystycznych cech: na przykład - o czym już wspominałeś - Beast Boy biegał za dziewczynami, a Cyborg jadł i jadł i jadł... Typowy zabieg w animacjach dla dzieci - jednak mi i tak przypadł do gustu.
Warto dodać, że muzyka nie jest mroczna, jest bardzo energetyczna, pasuje do filmu o młodszych superbohaterach. Finałowa walka też zrobiła na mnie wrażenie swoim pomysłem i pomimo tego że środek Troubles in Tokio jest odczuwalnie wolny, to nie mogłem oderwać się od ekranu.
Właśnie! Ta animacja zdecydowanie skierowana jest do młodszego widza. Poprzednie filmy animowane o bohaterach DC Comics były poważniejsze, brutalniejsze - zarówno w warstwie fabularnej, jak i graficznej oraz muzycznej, o czym wspomniałeś. Teen Titans: Troubles in Tokio to po prostu świetna rozrywka dla młodszych i starszych.
Publikowanie komentarza