Nazywam się Piotrek i... przeczytałem właśnie najnowszy tom Wielkiej Kolekcji Komiksów DC, który mimo że nie grzeszy grubością, wart jest tych 40 złotych.
Po dwóch tygodniach po tym, jak wchłonąłem historię o śmierci Człowieka ze Stali, ponownie wybrałem się do pobliskiego kiosku, by tym razem zmierzyć się z kolejnym tomem WKKDC poświęconym jednej z czołowych postaci w Uniwersum DC. Gdy zobaczyłem objętość tego tomu nie byłem za bardzo zachwycony, ale jego lektura wynagrodziła mi tę małą wadę.
Pierwsze cztery zeszyty zawierają odświeżoną wersję originu trzeciego już z kolei osobnika, noszącego tytuł Flasha, czyli Wally’iego Westa, byłego Kid Flasha. West przybrał to imię po swoim mistrzu i nauczycielu Barrym Allenie, który został zabity podczas Kryzysu na Nieskończonych Ziemiach. W tym story arcu, nazywanym Rokiem Pierwszym (analogicznie do słynnego komiksu Batman - Rok Pierwszy), protagonista wspomina początki znajomości i działalności jako Kid Flash. Śledzimy jego losy od pierwszych kontaktów z największym superbohaterem w Central City, przez zdobycie mocy speedstera, aż do koniecznego treningu pod okiem swojego mentora. Kolejne dwa zeszyty zawierają krótkie historie, w których nasz młody bohater mierzy się ze swoimi przeciwnikami i blokującymi go słabościami.
Główny bohater, Wally West jest po prostu świetną postacią. Kiedy pojawia się mentor Westa, nigdy nie widzimy jego problemów w życiu prywatnym, oprócz tego, co go charakteryzuje, czyli bycia spóźnialskim. Protagonista na tle swojego mistrza jest zdecydowanie ciekawszą postacią. Rodzice Wally’ego nie poświęcają mu wystarczająco dużo uwagi, przez co czuje się niepotrzebny. Jest prawdopodobnie największym fanem Flasha (czyli Barry’ego Allena) i jego logo ma prawdopodobnie na wszystkim co posiada. Przez sytuację w domu buntuje się przeciwko rodzicom, co dodaje odrobinę realizmu całej historii. Moją sympatię zyskał też przez to, że pracuje z całych sił aby być godnym następcą swojego idola i mistrza. Kibicowałem mu przez całą historię: cieszyłem się razem z nim kolejnymi postępami a także smuciłem upadkami lub nieszczęściami.
Jeśli chodzi o rysunki, to pierwsze cztery zeszyty wyglądają świetnie. Pięknie podkreślają ogromną prędkość zarówno akcji komiksu, jak i poruszania się Speedsterów. Świetnie możemy to zaobserwować w rozpoczęciu pierwszego zeszytu, który już na wejściu wrzuca nas w akcję rozbrajania bomby podrzuconej na lotnisko wypełnione ludźmi. Najbardziej podoba mi się ukazanie ogromnej prędkości z jaką porusza się Wally i Barry. Ich ciała mają rozmyte kontury i wydają się znajdować w wielu miejscach jednocześnie. Pozostałe zeszyty różnią się znacząco stylem graficznym: a to przybierają kreskówkowy styl, a to przedstawiają jeszcze dosadniejszą namiastkę realizmu. Trzymają jednak poziom poprzednich zeszytów.
Jeśli miałbym jakoś podsumować ten tom, to słowem pasującym do niego jest “frajda”. Origin Wally’ego Westa nie aspiruje do jakiejś głębokiej opowieści, ale daje nam dość dobry pogląd na charakter ucznia zmarłego Speedstera. Dużo tutaj umowności (gdy pracownik banku sprawdza stan konta klientów, na ekranie komputera widać napis: “Stan konta - opróżniony”) oraz cudownych przypadków takich, jak: robotnik z kluczem zaczepionym u spodni, akurat by odkręcić hydrant; trzymanie wielkiego pierścienia z logiem Flasha, a mimo to pozostanie nierozpoznanym. Ale to wcale nie przeszkadzało w samej lekturze. Zdecydowanie polecam zapoznać się z tą historią!
Publikowanie komentarza