Kontynuuję swoją przygodę z komiksem Monstressa, który znalazł szczególne miejsce w moim serduszku. Bo jest dobry, mocny i krwisty.
Byłam zachwycona pierwszym tomem Monstressy. Ten obszerny komiks naszpikowany był akcją, porozrzucanym wszędzie mięsem (i tym słownym, i tym odpadłym z ludzkich ciał), a stworzony przez duet Marjorie Liu i Sana Takeda świat zachwycał bogactwem lokacji, kolorami, stylem rysowania oraz pieczołowicie skonstruowanym światem. Przyznam, że właśnie na tę kontynuację od Non Stop Comics czekałam najbardziej. Początek opowieści mocno wrył mi się w pamięć, mimo że pierwszy tom zawierał w sobie bardzo dużo informacji o świecie, w którym żyje główna bohaterka, o jej przeszłości oraz o ludziach, których napotyka. Jednak dzięki temu nagromadzeniu wiedzy możemy rozpocząć czytanie kolejnej części z poczuciem, że jako tako ogarniamy miejsce, do którego przenieśliśmy się za sprawą Marjorie Liu i Sany Takeda.
Love/Hate Relationship
Dalej towarzyszymy Maice Półwilk w jej podróży. Tym razem bohaterka wyrusza na Wyspę Kości, gdzie - jak ma nadzieję - odnajdzie chociaż część odpowiedzi na pytania dotyczące jej pochodzenia. Towarzyszą jej Lisiczka oraz kot Ren.
Jest równie krwawo, wulgarnie i brutalnie, co w pierwszym tomie. Jednak o ile na początku lubiłam to w głównej bohaterce i tłumaczyłam jej zachowanie trudną przeszłością, o tyle teraz mam do niej żal. Maika jest wredna i oschła, nawet dla Lisiczki, która wiernie podąża za nią krok w krok. Nadal ma to sens, nadal jest podyktowane przeszłością i tym, co musi przejść Maika, ale jednocześnie sprawia, że nijak można tę postać polubić. Jest to odważny zabieg, by na pozycji głównej bohaterki postawić taką wredotę, która odrzuca i nie pozwala czytelnikowi się z nią utożsamić. Nie jest to bowiem typowa "bad girl", która w środku serduszka jest kochana i dobra i która wywołuje nasze współczucie oraz sympatię. I dobrze.
Maika nadal mnie ciekawi, jej charakter jest spójny i jestem przekonana, że ta postać kryje w sobie wiele tajemnic, które powoli będziemy mogli odkrywać. Główny bohater wcale nie musi być dobry. Wcale nie musi być miły. Po prostu mamy za nim pożądać. A za Maiką bym poszła.
Kiełbacha z ognicha dla prawdziwych twardzieli
Podtytuł Krew idealnie opisuje wnętrze komiksu. Bo oto dostajemy krwisty kawał mięcha. Może z trochę przypaloną skórką, ale wiecie - twardziele właśnie takie kiełbachy powinni jeść: z wierzchu węgiel, w środku surowe mięcho. Fascynująca historia, pełna zjawiskowych postaci i niebezpiecznych misji. Nikt z bohaterów nie bawi się w półśrodki, wszyscy od razu walą po mordzie.
Równie mocno w twarz daje mi warstwa graficzna. To, co zrobiła Sana Takeda jest mistrzowskie. Wspaniale połączyła mangowy styl rysunków ze steampunkową stylizacją bohaterów. Większość z ubrań, które noszą postaci przedstawione w Monstressie chętnie schowałabym do swojej szafy. Takeda dba o szczegóły, widoczne na przykład w zdobieniach odzieży lub ornamentach na budynkach. W tym tomie pozwoliła sobie na wtrącenie kilku przerysowanych na modłę mangową kadrów, przedstawiających wykrzywione twarze bohaterów. Na szczególną uwagę zasługują sceny walk, które wręcz żyją. Część z nich chętnie powiesiłabym na ścianie.
Jeśli więc szukacie jakiejś serii dla siebie, to czytanie Monstressy jest dobrym pomysłem. Komiks spodoba się zarówno mangowcom, jak i wielbicielom fantasy lub przygodówek. Drugi tom tylko potwierdza jakość tej serii.
Czytaliście Monstressę? Lubicie takie historie? Może znacie podobne komiksy?
Piszcie o tym w komentarzach!
Publikowanie komentarza